I nadszedł ten piękny dzień 20 lipca 2014 r. kiedy to zaczął się wakacyjny wyjazd rowerowy. W tym roku celem wyprawy dla 8 osób (Łukasz, Sebastian, Adrian, Jakub, Tomasz, Łukasz, Kamil, Dawid) była mała wieś Dudki w okolicach Ełku w województwie Warmińsko – Mazurskim. A żeby nie było za łatwo to trasa została poprowadzona przez Trójmiasto. Wpisowym tej wyprawy było wykazanie się przejechanymi ok. 600 km.

Trasa przebiegała przez duże (Częstochowa, Toruń , Giżycko czy Gdańsk) miasta naszego kraju jak i wiele małych miasteczek i wsi. Dotarcie do Morza zajęło nam prawie 600 km, które pokonaliśmy w 4 dni, co łatwo sobie przeliczyć, że dzienny dystans to około 150 km. Ale nie było tak prosto. Jazdę utrudniała nam wysoka temperatura – czasami ponad 300 C, kopalnia odkrywkowa – ogromna dziura w ziemi, która nie była zaznaczona na mapie i dzięki temu musieliśmy nadrobić około 12 km, ponad godzinny „odpoczynek” na małym przystanku autobusowym aby przeczekać burzę czy wiatr wiejący jak zawsze w twarz.

Czwartego dnia jazdy, w późnych godzinach popołudniowych wdrapując się na ostatnie wzniesienie zobaczyliśmy zieloną tablicę z napisem „Gdańsk”. Po przejechaniu ponad 560km był to piękny widok. Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia ruszyliśmy w stronę centrum. Przejechaliśmy przez Stare Miasto, przywitaliśmy Neptuna, a następnie kierowaliśmy się w stronę Brzeźna aby dotrzeć do samej linii brzegowej Bałtyku, gdzie po tylu kilometrach zasłużyliśmy na ciepłą morską kąpiel.
Kolejnym etapem wyjazdu były Dudki k. Ełku. Dotarcie tam z Gdańska zajęło nam 3 dni. Jednak tempo trochę spadło, bo jak tu nie korzystać z uroków Morza i Mazur. W drodze do Krynicy Morskiej zajrzeliśmy również na Westerplatte, które wytrwale odpierało pierwsze ataki w 1939 roku. Po przejechaniu zaledwie prawie 90 km dotarliśmy do celu dnia dzisiejszego.

Następnego dnia naszą wyprawę rozpoczęliśmy od przeprawy promem z Mierzei Wiślanej do Fromborka. Okazało się, że zarówno Warmia jak i Mazury wcale nie są takie płaskie jakby się wydawało. Ciągłą wspinaczkę po pagórkowatym terenie utrudniał wiatr, który wiał nam prosto w twarz.

Następnego i zarazem ostatniego dnia dotarliśmy do Dudek – niewielkiej wioski w okolicach Ełku. Po drodze zajrzeliśmy do Sanktuarium Matki Bożej w Świętej Lipce, które nazywane jest Częstochową Północy. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy tam na koncert organowy. Mogliśmy podziwiać nie tylko piękną grę na organach ale również ruchome anioły, które w takt muzyki kłaniały się Maryi, grały na trąbach i innych instrumentach.

Wyprawa nie odbyła się bez awarii. Był pęknięty łańcuch, zniszczona obręcz koła, 2 awarie hamulca oraz 6 przebitych dętek.
Przejeżdżaliśmy również przez poligon wojskowy niedaleko Torunia, czego nie spodziewaliśmy się. Naszą radość wzbudził nietypowy znak drogowy – UWAGA CZOŁGI ! Niestety oprócz kilku wraków żadnego nie spotkaliśmy.

Po przejechaniu niewiele ponad 1000 km. w 7 dni wyjazd oficjalnie dobiegł końca. Pozostały po nim jak zawsze niezatarte wspomnienia, które na pewno długo utkwią w naszych pamięciach. W pamięciach, w których rodzą się kolejne pomysły na równie ciekawe i wspaniałe wyprawy. Może już za rok…