Wczoraj na stadionie przy ulicy Oporowskiej w Pucharze Ekstraklasy zmierzyły się drużyny wrocławskiego Śląska, oraz Ruchu Chorzów. Podobnie jak w sobotnim meczu Ekstraklasy z Polonią Warszawa, piłkarze Ryszarda Tarasiewicza i tym razem przegrali na własnym boisku.

Gra na pewno nie była tak porywajaca jak w meczu z Polonią, jednak stała na przyzwoitym poziomie. Pierwsze akcje przeprowadzali goście, głównie prawą stroną boiska. W 8. minucie pierwszą udaną interwencję zaliczył Wojciech Kaczmarek, ale tamta sytuacja nie mogła zakończyć się bramką. Jednak już w 10. piłka wylądowała w siatce Śląska po zaskakującym strzale Marcina Zająca.

Zdobycie gola dodatkowo zmotywowało graczy Ruchu. Śląsk przeprowadzał akcje, którym brakowało wykończenia. Ruch śmiało atakował. W 20. minucie piękną interwencją popisał się Kaczmarek, który nogą obronił strzał Zająca.

Najciekawszą akcję pierwszej połowy Śląsk skonstruował w 24. minucie. Jednak piłka nie chciała znaleźć drogi do siatki. Najpierw strzelał Sobociński, lecz obronił Perdijić. Potem Marek Gancarczyk uderzył w poprzeczkę, a przy kolejnej okazji w słupek. Sprawdziło się stare piłkarskie przysłowie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Zamiast WKS-u z gola cieszył się Ruch. Ponownie strzelcem okazał się Zając – znalazł się sam na sam z Wojciechem Kaczmarkiem i przelobował wrocławskiego bramkarza, który w tej sytuacji był bezradny.

Goście prezentowali się dobrze, jednak to Sebastian Mila dwukrotnie miał szansę zmniejszyć straty. Niedużo się pomylił podczas wykonywania rzutów wolnych w 36. i 42. minucie. Do przerwy wynik nie uległ jednak zmianie.

Drugą połowę podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zaczęli potrójną zmianą. W Pucharze Ekstraklasy inaczej niż w rozgrywkach ligowych możliwe jest wprowadzenie na boisko aż sześciu graczy, w tym trzech w przerwie meczu. Z murawy zeszli Cap, Klofik i Sotirovic, a na ich miejsce weszli Dudek, Wołczek i Janusz Gancarczyk. Przeprowadzone zmiany wprowadziły jakość w szeregi „Wojskowych”. Akcje rozgrywano w ciekawy sposób, ich tempo nie pozostawiało wiele do życzenia. Kombinacyjna gra Śląska w ataku nie wystarczała jednak na twardą obronę Ruchu aż do 87. minuty.

Wtedy to wychowanek Śląska Kamil Bliński popisał się fantastycznym strzałem zza pola karnego po podaniu Sebastiana Mili. Było to pierwsze trafienie Blińskiego w pierwszej drużynie WKS-u.

Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie, mimo pięciu doliczonych minut, kiedy to Śląsk dwukrotnie mogł go wyrównać. Pierwsza akcja miała miejsce w 92. minucie, jednak Bliński nie wykorzystał swojej szansy. Tuż przed ostatnim gwizdkiem Sebastian Mila wycelował dokładnie w róg bramki, jednak jego strzał wybił Perdijić.

Wynik spotkania można uznać za gorszy niż gra „Wojskowych”. W pierwszej połowie zabrakło trochę szczęścia gdy strzelał Marek Gancarczyk, w drugiej przewaga Śląska była widoczna, jednak niestety nie padł nawet remis.


Śląsk Wrocław – Ruch Chorzów 1:2 (0:2)
Biliński 86. – Zając 10., 26.

Czego dzisiaj zabrakło? Skuteczności?
Kamil Bliński – Wykończenia akcji, tak, przede wszystkim skuteczności. I trochę szczęścia, bo te słupki, poprzeczki były, jakieś tam minimalne strzały obok bramki, ale miejmy nadzieję, że będzie lepiej w Chorzowie i awansujemy dalej.
Myślisz, że tym występem przekonałeś Ryszarda Tarasiewicza do gry?
– O to już trzeba zapytać trenera Tarasiewicza.
Jesteś zadowolony z dzisiejszego występu?
– Tak, wydaje mi się, że pozytywnie zagrałem, ale myślę, że mogę dać z siebie jeszcze więcej.