Siatkarze wrocławskiej Gwardii zeszli z własnego boiska pokonani pierwszy raz od długiego czasu, a mianowicie od pierwszego meczu, z Nysą. Dzisiaj historia wyglądała podobnie jak jesienią, lecz po drugiej stronie siatki stał rywal silniejszy – Siatkarz Wieluń.

Hala na Krupniczej zapełniona była kibicami już 20 minut przed meczem. Mnóstwo ludzi było nawet na galerii. Wszyscy oni przyszli obejrzeć podopiecznych Macieja Jarosza pierwszy raz w tym roku. Mieli także nadzieję na zwycięstwo, w końcu wrocławianie uchodzą za mistrzów gry na własnym obiekcie.

Doping kibiców Siatkarza było słychać już na zewnątrz hali Gwardii. Grupa z Wielunia nie była bardzo liczna, za to głośna. „Gramy u siebie” w ich wykonaniu brzmiało najgłośniej. Najwidoczniej ich drużyna wzięła to sobie głęboko do serca.

Jak się mawia – dobre złego początki. Arkadiusz Świechowski, środkowy gospodarzy, dostał kwiaty na urodziny, siatkarze z Wielunia obdarowali naszych drobnymi upominkami.

Mecz od początku zapowiadał się zaciekle. Za gośćmi przemawiało miejsce w tabeli, za Gwardią hala pełna kibiców i wielka motywacja, by ich nie zawieść.

Pierwszy punkt w meczu padł łupem wrocławian, jednak Siatkarz szybko wyrównał. Gra toczyła się właściwie punkt za punkt. Początek seta obfitował w zepsute zagrywki, (po trzy), przeplatające się z kolei asami i punktami prosto z serwisu (po 1). Przy stanie 14:12 dla Gwardii goście zdobyli cztery ważne punkty. Wrocławianie mieli problemy w przyjęciu, atakowali w aut. Maciej Jarosz poprosił o czas.

A ten przyniósł zamierzony efekt – udało się w końcu zdobyć punkt i zmienić ustawienie. Wprawdzie kolejne dwa zapisane zostały na konto gości, jednak udało się odrobić straty. Po atakach Twaithe’a i Szczurowskiego oraz skutecznym bloku wrocławianie wyszli na prowadzenie 20:19. Gra o kolejne piłki była niezwykle wyrównana i obfitująca w efektowne akcje. Gwardziści przy stanie 22:23 zdołali wybić piłkę właściwie z trybun. W pierwszej partii obserwowaliśmy aż cztery setbole, w tym trzy dla wielunian. Ostatni z nich zadecydował o losach seta, przegranego przez gospodarzy 26:28.

Wrocławianie nie poddawali się. Przy stanie 2:2 podbijali piłkę nie tylko rękami ale i nogami, ku aplauzowi publiczności. Zaczął poprawnie i regularniej niż w pierwszym secie funkcjonować blok w wykonaniu Mateusza Gorzewskiego i Macieja Krupnika. Kilka piłek potem Szczurowski wykończył najdłuższą akcję meczu, co jeszcze bardziej podbudowało naszych siatkarzy.

Wieluń to jednak solidny przeciwnik, a więc szybko wyrównał. Od stanu 12:11 Gwardia zaczęła jednak budować przewagę. Przy zagrywce Williama Twaithe’a (jeden as) zdobyliśmy aż 6 punktów. W ataku i bloku szalał Gorzewski. Trener gości Damian Dacewicz dwukrotnie brał czas. Oba nie pomogły. Przy stanie 21:12 było już jasne, że wygra Wrocław, wystarczyło tę przewagę dowieść spokojnie do końca seta.

Na początku trzeciego seta widzieliśmy udane bloki po obu ze stron. Od stanu 2:2 wielunianie zaczęli jednak trochę uciekać. Nie pomagały zagrywka posłana w aut (Twaithe) czy przekroczona linia (Kurian). Na szczęście goście także się mylili, jednak zdecydowanie rzadziej niż Gwardia. Przy stanie 7:12 trener Maciej Jarosz poprosił o czas, jednak gra toczyła się po przerwie podobnie jak przed nią. Przewaga Siatkarza Wieluń powoli się zwiększała. Mimo kilku zagrywek zepsutych przez gości, stan seta wyniósł 17:25 dla Gwardii.

Nadzieja na poprawę była bardzo duża. Ponownie dobrze spisywał się blok. Goście grali jednak konsekwentnie i dwupunktową stratę zamienili szybko na remis po 8. Potem wielunianie uciekli Gwardii na dwa punkty i najpierw utrzymywali ten wynik, a potem powiększyli przewagę do czterech oczek. Wrocławianie nie zdobywali punktów seriami. Zdarzało się podgonić rywali na trzy oczka, jednak Siatkarz Wieluń tym razem tryumfował.

Opinie po meczu:

Maciej Bartodziejski (Siatkarz Wieluń – uniwersalny)

Twierdza Wrocław zdobyta, siatkarze Gwardii rzadko przegrywają na własnej hali.

– Tym bardziej się cieszymy ze zwycięstwa na tak trudnym terenie. Było ciężko. Drugi set pokazał, że wszystko się może zdarzyć. Pierwszy na przewagi wygraliśmy, w drugim zostaliśmy zbici. Zażarta zagrywka Gwardii, nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. W trzecim secie znowu my się przypomnieliśmy, prowadzenie spokojne dograliśmy set do końca. Czwarty był tez pod naszą kontrolą.

Wojciech Sobala (Siatkarza Wieluń – środkowy)

Mogę tylko pogratulować chłopakom, nie miałem żadnego udziału w tym meczu, fajnie zagrali. Niestety w drugim secie nastąpiło pewne rozprężenie po pierwszym który trwał na przewagi, więc wiadomo musieliśmy trochę więcej wysiłku włożyć w wygranie tego seta. Potem udało nam się wrócić do koncentracji i udało nam się wygrać, no cóż, tylko się cieszyć.

Do Plus Ligi chyba uda się awansować.

– No, po części jest to naszym jakimś celem, wiadomo marzenie nie marzenie, da się zrealizować. Miejmy nadzieję, że nam się uda, jeszcze długa droga do tego.

Jozef Janosik (Gwardia – rozgrywający)

Niestety przegrany mecz we własnej hali, porażka boli?

– No jasne, że boli. Przeciwnik był bardzo, bardzo dobry. To pokazali od początku do końca i ciężko się nam grało, bo oni grali dobrze.

Zajmują drugie miejsce w tabeli. Wierzycie jeszcze mocno, że wasz awans do wyższej klasy rozgrywkowej jest możliwy?

My gramy każdy mecz, każdy jest dla nas ważny. Jedziemy teraz do Gorzowa i tak dalej, dalej na każdy. Wszędzie będziemy chcieli wygrać. Spróbujemy.

Wojciech Szczurowski (Gwardia – przyjmujący)

Przegrana z trudnym rywalem po trudnym meczu?

– No na pewno. Wieluń od dłuższego czasu prezentuje bardzo wysoką formę. I akurat po tym meczu nie mam jakiegoś kaca moralnego, żeśmy przegrali. Przegraliśmy z lepszym przeciwnikiem. Bardzo fajnie poukładana drużyna, chłopaki o naprawdę świetnych parametrach. Zagrali dzisiaj z zębem, nam zabrakło troszeczkę szczęścia w pierwszym secie. Myślę, że to mogło się ułożyć całkiem inaczej. W drugim secie to my narzuciliśmy warunki gry zagrywką. No i myślę, że zabrakło trochę konsekwencji. Wieluń wywiózł trzy punkty, jak to sami mówili, z ciężkiego terenu.

Mateusz Gorzewski (Gwardia – przyjmujący)

Mecz trudny, ale myślę, że to my popełniliśmy zbyt dużo błędów. Podeszliśmy z dużym stresem do tego spotkania. Przegraliśmy już któryś raz z rzędu bodajże, także stres był trochę większy. Ale nie powinniśmy się tak poddać. To znaczy może nie poddaliśmy się, ale no wyszło jak wyszło i jest nam przykro z tego powodu.