ZAKOPANE – 28-30 lipca 2007

Jako przedstawiciele grupy Nordic Walking FAN Team postanowiliśmy wybrać się na naszą pierwszą wyprawę. Jako miejsce docelowe wybraliśmy Zakopane i okolice, gdyż stwierdziliśmy iż jest to najlepsze rozwiązanie do przetestowania naszego nowego sprzętu. Na samym miejscu czekało na nas wiele niespodzianek i przygód.

28 lipca 2007 roku

Pierwszego dnia postanowiliśmy, ze względu na małą ilość czasu, zdobyć jeden z najpopularniejszych i najpiękniejszych szczytów – Giewont. Wznosi się on nad Zakopanem na wysokość 1895 metrów nad poziomem morza (do pokonania mieliśmy około tysiąca metrów, gdyż Kuźnice, skąd zaczęliśmy naszą przygodę, znajdują się na wysokości 1000 metrów nad poziomem morza). Za namową właścicielki pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy, wybraliśmy najbardziej znany szlak. Prowadzi on z Kuźnic przez Halę Kondratową, do której droga nie jest zbyt forsowna, nawet dla ludzi starszych i dzieci. W czasie marszu mogliśmy podziwiać piękne widoki, jakim dysponuje szlak. Pierwszy przystanek zrobiliśmy właśnie na Hali Kondratowej. Pierwsze schronisko powstało tutaj w 1910 roku. Natomiast dzisiejsze wybudowano w 1948. Tuż obok budynku leży ogromny głaz – pozostałość lawiny kamiennej, która w 1953 roku zeszła z rozpościerających się nad schroniskiem, południowych zboczy Giewontu. Miejsce to odwiedzają rokrocznie tłumy turystów. Do schroniskowych gości należą również mieszkańcy tych terenów, czyli niedźwiedzie. Między innymi odwiedziła je kiedyś, wraz ze swym potomstwem, słynna niedźwiedzica „Magda”. Hala Kondratowa gości też wiele innych zwierząt. Pod schronisko podchodzą jelenie, sarny, łanie. Największymi pupilami turystów są owczarki podhalańskie.
Podczas odpoczynku w schronisku spotkaliśmy pewne małżeństwo, które podobnie jak my interesuje się Nordic Walking. Opowiedzieli nam historię swojego zamiłowania oraz pokazali sprzęt, jakim dysponowali. Wraz z nimi ruszyliśmy w poszukiwaniu dalszych przygód. Niestety od Hali Kondratowej jest dość męczące podejście na przełęcz pod Giewont. Na szczęście podróż ułatwiły nam kijki do Nordic Walking, które odciążyły trochę prace naszych mięśni. W podróży pomagało nam również poznane małżeństwo, które pokazało prawidłową technikę chodu stosowanego w Nordic Walking i robione przez nas błędy.

Kolejnym przystankiem była Przełęcz Kondracka, gdzie mogliśmy podziwiać inne szczyty tatrzańskie. Niestety tutaj musieliśmy schować nasze kijki, gdyż dalsza podróż na szczyt Giewontu uniemożliwiała nam dalsze korzystanie z nich. Po zrobieniu kilku zdjęć i odpoczęciu wyruszyliśmy w dalszą walkę ze szczytem. Trzymając się łańcuchów i z potem na czole dotarliśmy w końcu na samą górę. Z zachwytem mogliśmy podziwiać żelazny krzyż, który jest jednocześnie tak piękny i tak niebezpieczny. To on, bowiem podczas burzowych dni ściąga na siebie wszystkie wyładowania atmosferyczne. Ten pozornie łatwy do zdobycia szczyt należy do najbardziej niebezpiecznych w Tatrach. Pochłonął najwięcej istnień ludzkich w tej części Tatr.

Szczęśliwi osiągniętego celu postanowiliśmy rozpocząć drogę powrotną. Po minięciu Przełęczy Kondratowej zauważyliśmy entuzjastyczne zainteresowanie turystów. Dopiero znane nam już małżeństwo uświadomiło nas, że na szlaku razem z nami wędruje mały niedźwiedź.  Oczywiście rzuciwszy cały sprzęt zaczęliśmy robić zwierzęciu zdjęcia. Niestety niedźwiedź nie wykazywał takiego zainteresowania jak reszta turystów. Dlatego też postanowiliśmy wracać dalej. Jak się okazało w drodze powrotnej kijki przydały nam się jeszcze bardziej, bo marsz okazał się dzięki nim szybszy i bezpieczniejszy.

Prócz wybranego przez nasz szlaku, można wybrać jeszcze trzy inne możliwości. Drugim również popularnym szlakiem jest podejście z Doliny Strążyskiej. Ale nie ma lekko – również i tam jest pod górę. Dla wygodnych istnieje na szczęście trzecia alternatywa. Najpierw wyjeżdża się z Kuźnic kolejką linową na Kasprowy Wierch, a następnie granią, prawie po równym dochodzi się do Kopy Kondrackiej, a stamtąd po zejściu na przełęcz pod Giewontem zdobywa się szczyt góry. Najmniej dogodną drogą, ponieważ oddaloną od centrum Zakopanego o około 5 km, jest żółty szlak biorący początek z Krzeptówek.

Po tak zakończonej wędrówce udaliśmy się do pensjonatu, żeby odpocząć i nabrać sił na kolejny dzień przygód.

29 lipca 2007 roku

W sobotę po przeżyciach dnia poprzedniego postanowiliśmy wybrać się na odważną i trudną wyprawę do Doliny Pięciu Stawów, a następnie przez Świstówkę nad Morskie Oko i Czarny Staw. Pierwszym krokiem było dojechanie do Łysej Polany, skąd zaczęliśmy naszą pieszą wędrówkę.

Następnie asfaltową drogą prowadzącą na Morskie Oko doszliśmy do Wodogrzmotów Mickiewicza, podziwiając przy okazji konne dorożki wożące turystów i Tatrzański Park Narodowy. Tutaj skręciliśmy na znany szlak prowadzący do Doliny Pięciu Stawów. Idąc doliną wzdłuż Potoku Roztoka podróż wydawała nam się bardzo łatwa i przyjemna, w szczególności do przeżyć dnia poprzedniego. Gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie można wybrać stopień trudności dalszej podróży, wybraliśmy szlak prowadzący do wodospadu Siklawa. Ku naszemu zaskoczeniu napotkaliśmy wiele trudności, dlatego też nieoceniona okazała się pomoc naszych kijków. Przy wodospadzie zrobiliśmy sobie odpoczynek. Wyczerpani mogliśmy oglądać piękne widoki na wodospad. Po krótkim odpoczynku dostaliśmy się do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, który znajduje się na wysokości 1670 metrów nad poziomem morza. Jest to jeden z najcenniejszych obszarów Tatrzańskiego Parku Narodowego. Oryginalny pejzaż tworzą liczne formy polodowcowe, jak chociażby stawy, którym Dolina zawdzięcza swą nazwę. Największy z nich – Wielki Staw jest najdłuższym i najgłębszym jeziorem w całych Tatrach. Daje on początek potokowi Roztoka. Wbrew nazwie na terenie Doliny Pięciu Stawów Polskich leży 6 stałych zbiorników wodnych (Przedni Staw, Mały Staw, Wielki Staw, Czarny Staw, Wole Oko, Zadni Staw). Usytuowanie schroniska sprawia, iż jest on doskonałym „węzłem komunikacyjnym” Tatr Wysokich i wymarzoną bazą wypadową na najbardziej ekstremalne szlaki, jak np. Orla Perć.

Ze schroniska po godzinnym odpoczynku nad jeziorem wyruszyliśmy niebieskim szlakiem do Morskiego Oka. Po krótkim, ale wyczerpującym podejściu doszliśmy do Świstowskiej Czuby. Stąd jest bardzo ładny widok na Dolinę Pięciu Stawów i w drugą stronę na Tatry Bielskie. Idąc dalej przez kocioł Świstówki, po małym podejściu doszliśmy do Kopy (1855 m. n. p. m.). Był to najwyższy szczyt, jaki zdobyliśmy tego dnia, dlatego też potrzebowaliśmy chwilę na refleksję. Kolejnym ważnym miejscem był szczyt Kępa (1683 m. n. p. m.), tu zatrzymaliśmy się, aby podziwiać piękny widok. Ujrzeliśmy przed sobą widok na Morskie Oko, Rysy oraz Mięguszowieckie Szczyty. Idąc dalej zboczem Opalonego Wierchu doszliśmy do odcinka, gdzie znajdował się kilkumetrowy łańcuch zabezpieczający przejście, jednak przejscie tego fragmentu ten nie sprawiło nam większego problemu. W końcowej fazie zejścia zaczynały docierać do nas odgłosy wozów konnych jadących drogą do Morskiego Oka i rozmawiających ludzi. Wreszcie doszliśmy do szosy, skąd do schroniska pozostało nam jedynie około 10 minut.

Nad samym Morskim Okiem doznaliśmy szoku widząc ilości turystów, jakie tu przybywają. Jest to miejsce przyjazne wszystkim przybywającym, bez względu na wiek, płeć czy sprawność fizyczną. Resztkami sił wybraliśmy się w wyprawę na Czarny Staw. Po drodze mogliśmy podziwiać ryby z Morskiego Oka. Należy ono do nielicznych zarybionych w sposób naturalny jezior tatrzański, dlatego też dawniej nazywano je Rybim Jeziorem. Spora przeźroczystość wody pozwala zobaczyć dno do dużej głębokości. Przy brzegach zasłane jest ono głazami, ku środkowi żwirem, piaskiem i mułem. Jak się potem okazało droga na Czarny Staw była krótka, ale wyczerpująca, biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze dokonania. Po półgodzinnym marszu mogliśmy podziwiać ostatni cel naszej podróży. Prócz samego stawu mogliśmy zobaczyć Rysy, ale to będzie naszym celem innym razem.

Następnie powróciliśmy do Zakopanego, gdzie mogliśmy odpocząć bo ciężkim dniu.

30 lipca 2007 roku

Tego dnia mieliśmy pod wieczór wracać do Wrocławia, dlatego też wybraliśmy mniej intensywny sposób spędzenia dnia. Poza tym niestety pogoda nie pozwalała na dłuższe wyprawy w góry.

Postanowiliśmy więc zobaczyć uroki samego Zakopanego. Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzenia Małej i Wielkiej Krokwi. Mogliśmy się przekonać jak naprawdę wygląda i jakie robi wrażenie. Widok z progu skoczni wygląda imponująco. Z powodu nieustającego deszczu poszliśmy do Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej. Znajdują się tu liczne relikwie i rzeczy upamiętniające Jana Pawła II.

Ostatnia nasza wyprawą były szalone zakupy. To właśnie wtedy miejscowy artysta ozdobił nam zakopiański kufel napisem „Nordic Walking FAN Team 2007”. Z tą pamiątką pojechaliśmy na dworzec.

Tym ostatnim dniem zakończyła się nasza wakacyjna przygoda z Zakopanem. Wraz z odjeżdżającym pociągiem i widokiem oddalających się gór obiecaliśmy sobie szybki powrót.

Tekst przygotowany przez uczestników wyprawy